Matematyka jest tamowaniem nieskończoności i sytuowaniem się na jej drodze.
Jest niewyczerpanym źródłem natchnień.
(Rozmowę z Pawłem Waszkiewiczem prowadzi red. K. M.)
K.M.: Nalegał Pan na wywiad, choć prosiliśmy o esej.
P.W.: Tak, to prawda. Ale proszę bardzo: Bartoszewski, Marcinkiewicz, Radek Sikorski... Tak się teraz pisze książki - w góra tydzień! Naśladując wielkich, stajemy się wielcy. Innymi słowy: wywiad-rzeka to flash, a flash to przyszłość.
K.M.: Proszę nie fantazjować. Przejdźmy do rzeczy. Jack Drummond?
P.W.: Sir Jack Cecil Drummond - wybitny brytyjski biochemik, opracował skład racji żywnościowych dla żołnierzy brytyjskich podczas drugiej wojny. Zamordowany z rodziną...
K.M.: ...Nie! Jack Drummond - pisarz!
P.W.: Bon, je sais. A propos, nie denerwuje Pani maniera wtrącania vocabulaire français do wypowiedzi? Tak? Właśnie. Nie przekopałaby się Pani przez Lawinę. To niemal książka dwujęzyczna. Tyle usprawiedliwienia, że rzecz dzieje się w Alpach francuskich, a właśnie - sir Cecil został zamordowany właśnie w Alpach francuskich, czy nie wolałaby Pani...?
K.M.: Nie.
P.W.: Proszę mi zatem wybaczyć. Oto właściwy obrazek: czterotysięczniki, ekskluzywny kurort narciarski, przygotowania do elitarnych zawodów Race du Diable...
K.M.: Czy mógłby Pan wypowiedzieć choć jedno zdanie po polsku?
P.W.: Pardon, to już po raz ostatni. Ala ma kota.
K.M.: A coś na temat, please?
P.W.: O, to to! O tym właśnie mówimy. A zatem: Wyścig po Diable, a Diabeł to taki hiperstromy stok. W wyścigu startuje jedynie siedmiu zawodników. Czołówka światowa. Jeden miejscowy Francuz, Austriak, Anglik, Rosjanin... etc. Impreza przyciąga tysiące widzów. Kurort żyje z imprezy. Nagroda zawodów: diament wart 12 milionów dolarów.
K.M.: Najlepszy przyjaciel kobiety.
P.W.: Nie pomaga mi Pani. Skupmy się. Oto właściwy dramat: zbliżają się zawody, a tu ciągle nie ma śniegu. Ale potem... jak nie sypnie! Tak jak niedomiar, tak i nadmiar może zniszczyć imprezę. Znów dramat. Zejdzie lawina czy nie? Jak zejdzie, to wiadomo, że stanie się to w kulminacyjnym momencie zawodów, gdy Francuz będzie walczył z Rosjaninem o pierwsze miejsce. O diament.
K.M.: To jak, zejdzie czy nie zejdzie?
P.W.: Tu Pani nie zaskoczę: zejdzie! I nie raz, nie dwa, ale trzy razy. Kogo nie zabije od razu, temu poprawi, a potem jeszcze deserek.
K.M. + P. W.: (nutka) Im bardziej pada śnieg, bim bom, tym bardziej pada śnieg, bim bom, jak biały puch z poduuuuszki... I nie wie zwierz, ni człek, bim bom, choć żyłby cały wiek, bim bom, kiedy tak pada śnieg, bim bom, jak marzną mi paluuuuszki...!
P.W.: Tym pod lawiną zmarzły na kość. Najfajniejsi bohaterowie oczywiście przeżyją z kompletem paliczków, może powiem to od razu, aby niepotrzebnie nie denerwować...
K.M.: Przecież tak nie wolno! Właśnie o to chodzi, aby *nie wiedzieć*, aby lektura trzymała w napięciu!
P.W.: Ależ to byłaby podwójna gra! Dostając do ręki powieść pt. Lawina oczekujemy, że lawina zejdzie miłosiernie, że oszczędzi dobrych, za wyjątkiem może jednego, rzuconego na pożarcie żywiołowi. Skoro nie wymieniam nazwisk, nie zdradzam tajemnicy.
K.M.: Nie przekonał mnie Pan, ale idźmy dalej. Co jest najsilniejszą stroną powieści?
P.W.: Klasyczny układ.
K.M.: Powiało polityczną grozą.
P.W.: Ach, zbyt długo żyjemy w państwie prawym i sprawiedliwym. Klasyczny układ, czyli Ptaki Hitchcocka, Tytanic, Płonący wieżowiec... Kropelkowe narastanie napięcia, potem uderzenie żywiołu i zbieranie resztek. Fajne jest też to, że mamy wielu głównych bohaterów. Poznajemy mnóstwo osób, które są uwikłane w wiele różnych związków. Rodzą się rozliczne ciekawe napięcia, jest czas na pierwszą i drugą miłość, na opis skomplikowanych koligacji rodzinnych. Specyficzny temat Lawiny pozwala też autorowi na zabłyśnięcie wiedzą o biznesie narciarskim, o słabościach francuskich - mówię o znawstwie win - a także o...
K.M.: A najsłabszy element powieści?
P.W.: Klasyczny układ w rozciągnięciu ekstremalnym. Napięcie narasta zbyt długo. Choć nie miałem jeszcze wolnego roku by przeczytać W poszukiwaniu straconego czasu, to pomyślałem sobie, że Lawina niewiele ustępuje rozciągłości opisów sytuacyjnych prozy Prousta. Jeśli ktoś siada, to dowiemy się co myślał przed, po, na czym usiadł, co stałoby się, gdyby nie usiadł i jak się siada w kurorcie narciarskim, i czy jest to aprobowane przez matkę, ojca i dziadków siadającego. Czy tak wygląda również Proust?
K.M.: Wie Pan, tak rozbudowane formy są zdecydowanie passe.
P.W.: Tak myślałem. Dlatego z pewnym wahaniem polecałbym Drummonda, choć - mimo wszystko - po tej powieści pozostaje przyjemne wspomnienie. Za rok z pewnością nie będę pamiętał fabuły, ale na sam tytuł zareaguję pozytywnie. Czego z pewnością nie mogę powiedzieć o pseudosensacji Olena Steinhauera.
K.M.: Pseudosensacji?
P.W.: Zaciekawiłem Panią?
K.M.: Tak, zdarza się, że interesujemy się książką dlatego, że wzbudza negatywne emocje recenzentów.
P.W.: Proszę tego nie czynić. Emocje towarzyszące tej książce są śladowe. Oto tak zwany pancerz recenzenta! Każda kolejna słaba powieść umacnia nasze słabe nerwy i buduje wokół ochronną skorupę, ot, właśnie wspomniany pancerz. Trudniej nas poruszyć, ale łatwiej zapukać.
K.M.: Kiepskie te metafory.
P.W.: Kiepska lektura, to i źle się o niej rozmawia.
K.M.: Ale konkretnie - co nie zagrało?
P.W.: The Tourist to thriller, powieść szpiegowska, w której akcja ukryta jest w retrospektywnych dyskusjach bohaterów. To całkowita pomyłka.
K.M.: Aż tak źle?
P.W.: Tak i to od chwili poczęcia. Zacytuję Pani dłuższy fragment blogu autora: ,,W zeszłym roku pisałem obszerne opowiadanie. Wkrótce zadecydowałem, że jest kiepskie i porzuciłem je, pozostawiając jedynie nazwisko bohatera. Podczas następnej, bardziej obiecującej próby, pracowałem ciężko, przezwyciężając wątpliwości. Mimo to wielokrotnie zaczynałem od początku. Pod koniec roku miałem w ręku 300 stron, plus 100 wcześniej odrzuconych. Niestety, kilka tygodni później znów napotkałem przeszkodę, wydawało się, nie do przeskoczenia. Zdałem sobie sprawę, że rodzaj przestępstwa, który opisywałem, jest absurdalny. Chodziło o sprytny sposób prania brudnych pieniędzy przez CIA. ,,Sprytna'' wersja była zabawna, kipiąca od akcji, ale całkowicie nieprawdziwa. Wiele dni biłem się z myślami, aż w końcu wymyśliłem. Odetchnąłem i znów wziąłem się do pracy. Ale znów coś nie grało. Miałem problem z kolejnością zdarzeń. Mówiąc w skrócie, powieść zaczynała się w 2001 pewną opowieścią, potem przechodziła do opowieści z 2007., gdzie protagonista łapie międzynarodowego zabójcę, który później popełnia samobójstwo. Następnie, ciągle w 2007. bohater wraca, by spotkać się ze swoim szefem w innej sprawie. Około setnej strony, czytelnik został zabrany w trzy różne miejsca, opowiedziano mu trzy różne historie i będzie musiał poczekać następne 70 stron, by zauważyć pierwsze zależności pomiędzy dwiema z trzech historii. Żądałem zbyt dużo. Nie mogę powiedzieć, że się załamałem, ale to tylko dzięki temu, że zawsze do tej pory udawało mi się pokonać kłopoty z ,,problematycznymi'' powieściami. Ale teraz miałem w perspektywie wyrzucenie na śmietnik 800 stron tekstu. Załamka.
I nagle, trzy dni temu, znalazłem rozwiązanie. Napisałem już draft zakończenia i naraz zrozumiałem, że będzie to doskonałe rozpoczęcie powieści. A całą resztę przepiszę w retrospekcji! Dlaczego retrospekcja? W filmach należy unikać jej jak zarazy. Literatura jednak rządzi się innymi prawami. Na przykład, nie nudzi mnie już 100 stron niepołączonych ze sobą epizodów, ponieważ w świetle nowego rozpoczęcia, wiemy, że te wątki się w końcu zbiegną. Ponadto, nie muszę już pilnować chronologicznego porządku fabuły - mogę zastosować porządek emocjonalny. Podsumowując, udało mi się obronić to, co napisałem - oczywiście, czeka mnie przepisywanie, ponieważ historia (ta opowiadana w czasie teraźniejszym) składa się z wielotygodniowego przesłuchania bohatera, który umiejętnie miesza prawdę z kłamstwem. Muszę tylko znaleźć sposób na to, by czytelnik rozpoznał prawdę, kiedy będzie to potrzebne. To dla mnie prawdziwe wyzwanie. I zdaję sobie sprawę, że historia w czasie teraźniejszym nie może składać się wyłącznie z przesłuchania bohatera. To przesłuchanie musi mieć swoją własną rację bytu - swoją własną opowieść z początkiem, środkiem i końcem, pełną własnych niespodzianek, która - miejmy nadzieję - połączy się w końcu z historią opowiedzianą w czasie przeszłym.
K.M.: Dość.
P.W.: To już koniec cytatu. Wyciągam szybko wnioski: autor pisał swoją powieść ,,za wszelką cenę''. Aby uratować duże partie tekstu, wpadł na fatalny pomysł, by żywą akcję zamknąć w retrospekcjach. Poszatkowanie głównych wątków sprawiło, że książka jest niezrozumiała od początku do samego końca.
K.M.: A jak nakreśleni są bohaterowie?
P.W.: Główny bohater, Milo Weaver, jest bardzo sympatyczny. To podstarzały szpieg, który kocha swoją żonę i córeczkę. Z sympatii do niego przeczytałem całość, choć tylko sam Pan Bóg wie, jak bardzo cierpiałem z tego powodu.
K.M.: Czyli nie poleca Pan Turysty.
P.W.: Zdecydowanie tak, czyli zdecydowanie nie. Myślę, że z dwóch omawianych powieści na uwagę zasługuje jedynie Lawina. Ale o niej już rozmawialiśmy.
K.M.: Cóż, dziękuję, choć czuję pewien niedosyt formalny - przecież zna Pan zasady pisania recenzji dla Firmy.
P.W.: Na swoją obronę mam tyle, że obydwie powieści są napisane z wieloma szczegółami, obie mają licznych bohaterów - w takich przypadkach najłatwiej porozmawiać. Forma wywiadu jest najbliższa temu ideałowi. Dlatego ją wybrałem. Po raz pierwszy i ostatni.
Słowo wstępne: Powieść Raven Black należy do niezwykle popularnego dziś gatunku makulatury kryminalnej. Ideowo jest plagiatem serialu Miasteczka Twin Peaks i jako taka nie może być wydana. Proponuję więc, by przerobić ją na niewielkiej wagi sztukę teatralną pod rozpalającym i mrożącym (na zmianę) krew w żyłach tytułem:
FIRE AND ICE
(Oryginalny tekst Anne Cleeves w wolnym tłumaczeniu autora pojawia się drukiem pochylonym w prawo).
Osoby:
Magnus Tait - stary zdziecinniały zboczeniec
Fran Hunter - wyzwolona matka, była żona Duncana
Cassie - córka Fran, zawsze z różową wstążką we włosach
Duncan - finansowy król na Szetlandach (oryginalnie z Inverness)
Catherine Ross - szesnastolatka, przyjaciółka Sally
Sally Henry - rówieśnica Catherine
Axel Ross - ojciec Catherine
Perez - inspektor Perez
Robert Ibister - niedojrzały playboy
Carie - matka Roberta, kochanka Duncana
Mr Scott - nauczyciel Sally i Catherine
a także: duch Catherine, chór owiec, kruki, policjanci, Żeromski, owczarek szetlandzki, chomik, itd.
Scena 1
(Szetlandy, zima, gwiaździsta noc, nad domem Magnusa kołują kruki i eksperymentalna parolotnia. Chór owiec w pobliskiej zagrodzie beczy żałośnie. Żeromski przechadza się wzdłuż strumyka. Jakiś duch unosi się nad wodami.)
DUCH CATHERINE (przenikając Żeromskiego): Nic nie da się zrobić! Rozdzióbią nas kruki....
ŻEROMSKI (w natchnieniu): Tak!! (biegnie przez pola, potyka się o ciało Catherine w redlinie, podnosi się jednak i biegnie dalej, znika).
DUCH CATHERINE (pochylając się nad zwłokami): Kruki rozorały mi twarz. Jedno oko zniknęło.
Nadchodzi Fran. Staje jak wryta.
FRAN: Boże! To Catherine Ross. Ma na szyi ciasno związany czerwony szal. Jej grzywka rozrzucona na śniegu jak krew! (przyp. tłum.: italiki zawsze za oryginałem Ann Cleeves!)
Scena 2
(Dzień wcześniej. Sally i Robert w objęciach na tylnym siedzeniu, zamaskowany kierowca i Catherine z przodu.)
SALLY (w myślach): Czuję odór piwa w jego oddechu. Robi mi się niedobrze. Byle nie zwymiotować. Nie w obecności Roberta Ibistera.
ROBERT: Jedźcie z nami na imprezę.
CATHERINE: Nie możemy. Sally nie może przebywać poza domem tak późno.
Dziewczęta wysiadają przed drzwiami domu Magnusa. Pukają. Chór owiec intonuje temat z Urodzonych morderców. Ciężkie staccato wypełnia przestrzeń.
MAGNUS: Wejdźcie! Wejdźcie!
Widząc Sally Magnus wyobraża sobie jej matkę, Margaret, która robi mu awanturę, wrzeszcząc, jej żuchwa tuż przy jego żuchwie, obryzgując go śliną. Kobieta krzyczy: nie zbliżaj się do mojej córki!
DZIEWCZĘTA: Boimy się...
MAGNUS: Czego?
DZIEWCZĘTA: Wilka złego...
Mimo wszystko wchodzą. Rozmawiają o karmieniu ptaszków, zwłaszcza kruków.
Scena 3
(Kilka lat wcześniej. Komisariat policji.)
POLICJANT: Myślisz, że to żart?! Kolejna podfruwajka zniknęła. Myślisz, że to żart?! Co?!
MAGNUS: Nie myślę tak, choć złośliwy grymas przylgnął do mej twarzy. Tak mam od urodzenia i nic na to nie poradzę. A w ogóle to nic z siebie nie wyduszę. Pary z ust nie puszczam nawet zimą.
POLICJANT (nie rozumie; wrzeszczy): Ach i z czego się śmiejesz zboczeńcu!!
Po czym zwija dłoń w pięść i wali Magnusa w mordę tak, że przesuwa się krzesło, na którym siedzi przesłuchiwany. W ustach Magnusa krew i okruchy połamanych zębów. Gaśnie światło. Następuje globalny kryzys energetyczny, któy trwa najbliższe tysiąc lat.
Scena 4
(Fandanguillo, brawurowe arpeggia gitarowe, chomik w trójgraniastym kapeluszu stepuje i wyrzuca łapki na boki. Półtora metra wyżej...)
PEREZ: Pani Hunter?
FRAN: Tak?
PEREZ (sepleniąc z hiszpańska): Jeftem Peref, infpektor Peref.
FRAN: Obcy, ach ktoś nawet bardziej obcy ode mnie. Znad Morza Śródziemnego, a może nawet z Afryki Północnej.
PEREZ: Och nie, jeftem ftąd. Czy jest Pani gotowa odpofiedzieć na kilka pytań?
Fran myśli o leżącej w śniegu dziewczynie. Czy ona wciąż tam jest? Chyba musi jej być zimno.
FRAN (do siebie): Mam nadzieje, że ktoś przyniesie jej koc. (do Pereza) Przepraszam, nie wiem, co się ze mną dzieje.
Chomik kończy taniec, kłania się, zaprasza gitarzystę do norki.
Scena 5
(Policja wpada do domu Magnusa w jedynym momencie, gdy ten opuszcza swoje stanowisko obserwacyjne przy oknie.)
MAGNUS (Szepce z wyrzutem): Byłem świadom już od pewnego czasu, że muszę sobie ulżyć, ale nie opuszczałem okna (nagle krzyczy): Chwileczkę! Jestem pośrodku strumienia! Mój wóz jak łódka brodzi, wśrod czegoś tam, tegoś, wśród kwiatów powodzi, mijam koralowe ostrowy... Aaaargh, w cholerę!! Będę za minutę!!
Pierwsze takty poloneza Ogińskiego z przytupem szetlandzkim. Kurtyna i minuta ciszy w zadumie nad geniuszem dramatycznym Ann Cleeves.
Scena 6
(W domu Rossów. Czysto, cicho.)
AXEL: Chcę zobaczyć moją córkę.
PEREZ: Może później. Teraz nie należy jej przeszkadzać.
DUCH CATHERINE: Nie wolno nam zadeptać sceny zbrodni.
Scena 7
(W szkole. Tłum rodziców, owce, foki, chomik, owczarek szetlandzki wirują i odpadają po jednym po loksodromie.)
TŁUM: Czy to prawda, że kruki wydziobały jej oboje oczu?...
Pytanie pozostaje w zawieszeniu, po czym materializuje się i opada delikatnie na scenę, gdzie dopada je owczarek szetlandzki i unosi w pysku poza widnokrąg, w dzikie krainy północne.
Scena 8
DUCH CATHERINE: Magnus jest uwięziony jako główny podejrzany, społeczność wydała na niego wyrok.
PEREZ: Tylko ja mam wątpliwości co do jego winy. Siedzę w samochodzie. Słyszę ciszę.
MR SCOTT: Uczyłem Catherine angielskiego. Zaprosiłem ją raz do siebie, by omówić lektury, gdy wychodziła, chciałem pocałować, odepchnęła mnie.
DUCH CATHERINE (do Scotta): I ty i Duncan zadurzyliście się we mnie.
FRAN: Duncan, mój były, on też? (myśląc o Catherine i Celii): Czy piętnaście lat, czy pięćdziesiąt, nie ma dla niego znaczenia.
Scena 9.
(Plaża, silny wiatr i burzowe chmury na niebie. Fran od godziny goni swoją suczkę. Niespodziewanie stado owiec wyłania się z morza.)
FRAN (do suczki): Niecnoto! Nigdy nie chciałam cię mieć! A cóż jest tam pod kamieniem? Och, to dziewczęcy bucik. (Suczka szaleje, ujada, mało się nie udusi obrożą.) Ach, i mała nóżka w ten bucik odziana, biała na tle czarnych kamieni!
CHÓR OWIEC: A ty Magnusie, drżyj! A ty Magnusie wyj! Ciało Catriony Bruce zostało po latach odnalezione.
PEREZ (obserwując scenę na plaży przez lunetę): To przypomina mi scenę ze Sleeping Beauty. Lód i krew. Jeśli ją pocałuję, obudzi się. Zamieni się w księżniczkę.
Niestety, ze względu na odległość, nie jest w stanie pocałować trupa, choć dziarsko wyciąga szyję i układa swe hiszpańskie usta w stożek.
SALLY (śmiejąc się z wysoka): Cóż za cholerny pech! natknąć się na martwe ciało dwukrotnie.
Scena 10.
(Dom Axela. Fran i Axel siedzą na sofie. Reszta stoi lub unosi się.)
AXEL: Moja córka kręciła film o lokalnej społeczności. Ktoś ukradł taśmę, scenariusz i wymazał dane z komputera.
MAGNUS: To nie ja! Ja nie potrafię nawet ruszać myszką! Jestem na to zbyt stary.
DUCH CATHERINE: Mój film nosił tytuł Catriona Bruce: desire or hate?
FRAN: Skąd ten tytuł?
CHOMIK: To wiersz (staje na tylnich łapkach i deklamuje w uniesieniu): From what I've tasted of desire / I hold with those who favor fire / But if it had to perish twice / I think I know enough of hate / To say that for destruction ice / Is also great...
AXEL I FRAN (chórem do chomika): To ty znasz angielski?!
CHOMIK (obrażony): Przepraszam, ale nie przypominam sobie, abyśmy przechodzili na 'ty'. (Po czym odchodzi w dąsach do norki.)
DUCH CATHERINE (do ucha Fran): To wiersz Roberta Frosta Fire and Ice. A mój film.... (robiąc efektowną pauzę)... komentuje życie na Szetlandach. Nie ma narracji, tylko ciąg zdjęć i konwersacji. Widz może sam wyciągać wnioski. Historie są opowiadane przez rdzennych Szetlandczyków, ich własnymi słowami. Mój głos tylko zapowiada kolejne sceny. Nie dokonuję oceny moralnej.
AXEL (budząc się z długiego letargu): Tej nocy, gdy zabito Catherine, to był lód. Lód, of course. Zimna kalkulacja. Destrukcja. A jutro w nocy jest festiwal ognia. Ogień dla pasji. Ognista pasja.
CHOMIK (z norki): Pasjans strażacki.
Scena 11
Następnego dnia. Wiktoriańskie święto ognia Up Helly Aa. Impreza. Tłum Wikingów, tuzin Bartów Simpsonów, podążających za tuzinem Jamesów Bondów, podążających za tuzinem kreskówkowych osłów z ogromnymi błyszczącymi zębiskami.
FRAN (wyje z rozpaczy, jak to matka): Gdzie jest moja córeczka Cassie?!
PEREZ (pojawia się nagle i szeptem do siebie): Następna dziewczynka na 'C' zniknęła.
Owce beczą arię na strunie 'C', która nigdy nie została napisana.
Scena 12
Plaża. Sally i zwierzęta u jej stóp. Robet Ibister tuż obok Sally, milczy. Z daleka powoli nadchodzi Perez, w krok tanga argentyńskiego.
SALLY: Od kiedy spałam z Robertem, wszystkie myśli o dotrzymaniu sekretu wydają się niedorzeczne. Będąc w tym nastroju, chcę, aby świat wiedział. Straciłam na wadze od chwili śmierci Catherine i to mi pomaga. Może mogłabym sprzedać ten pomysł jakiemuś magazynowi młodzieżowemu? ,,Dieta morderczyni najlepszej przyjaciółki'' - to brzmi chwytliwie!
Robert odchodzi, nadchodzi Perez.
PEREZ (już nie sepleni!): Stój, niedobra kobieto. Uwolniłem już Cassie. I wiem, że to ty zabiłaś Catherine, rozgryzłem cię.
Chór owiec wyłania się z morza.
CHÓR OWIEC: A kto, a kto, po stokroć: a kto zabił Catrione Bruce?
PEREZ (patrząc pod nogi): Watsonie?
CHOMIK (w szetlandzkim swetrze w kratę): To matka Magnusa. Przebiła ją nożyczkami, bo dziewczynka bawiła się lalką jej zmarłej córeczki, a siostry Magnusa.
CHÓR OWIEC (na melodię Już nie ma dzikich plaż): Siostry Magnusa, siostry Magnusa, z powodu małej laleczki zmarłej córeczki....
Scena 13 (zbiorowa)
Wszyscy stoją przodem, nawet kraby, trzymają się za ręce, szczypce, łapki, wysięgniki, przedłużacze, nibynóżki i pulchne paluszki. Z niebios płynie najpierw Stabat Mater, ale ktoś dostrzegłszy niestosowność sytuacji przełącza natychmiast na Requiem. Owce beczą z całych sił: Reeeex! lecz król nie nadchodzi. Przybiega za to owczarek szetlandzki.
SALLY (do ducha Catherine): Zabiłam cię, bo wyśmiewałaś się z Roberta, jego jachtu, jego niedojrzałości i jego krótkich nóg.
DUCH CATHERINE: Hej, Sally, ja ci wybaczam, bo miałaś trudne dzieciństwo i okropną matkę. Szkoda tylko, że nigdy nie dokończyłam filmu - pokazałabym, jak Szetlandczycy są małostkowi, jak nie potrafią wybaczać, jak nie akceptują obcych...
Sally chce coś odpowiedzieć, ale tłum żałobników rusza. Żeromski obmyśla Popioły, ktoś inny się posypuje. Leci Lacrimosa. Są transparenty, zarówno TOLERANCJA, jak i ZERO TOLERANCJI, zarówno OGIEŃ, jak i LÓD. Ktoś z ekologów chlusta zieloną farbą na lewo i prawo. Kurtyna.
***
Słowo końcowe: Niestety, historia tu przedstawiona to oryginalna fabuła powieści Ann Cleeves (tylko te postaci, które wydają się fikcyjne są fikcyjne). I naprawdę tekst drukiem pochyłym to cytat, bez wyjątku - jedynie gramatycznie mógł być tu dostosowany do odpowiedniej osoby. A ponieważ fabuła jest najmocniejszą stroną powieści, na resztę dzieła należy spuścić zasłonę milczenia. Zdecydowanie nie polecam tej lektury.
Paweł Waszkiewicz